Bunt na pustyni

W wędrówce z Bogiem przez życie spotkamy się z pewną rzeczywistością, której doświadczyli również Izraelici. O jaką rzeczywistość chodzi? O doświadczenie pustyni i pragnienie ucieczki z niej.

Przeczytajcie dzisiejsze czytanie: Księga Liczb 21,4-9 Jadowite węże

Nasze życie duchowe wejdzie wcześniej czy później w etap pustyni. Będziemy przeżywać brak satysfakcji z tego, że poszliśmy całym naszym życiem za Bogiem. Doświadczenie uwolnienia z „naszego Egiptu” to, które nas cieszyło, zacznie nam ciążyć. Będziemy jak Izraelici tęsknić za tym co było.

1920px-Israel-2013-Aerial_00-Negev-Makhtesh_Ramon
Widok na Makhtesh Ramon. Izrael. /zasoby Wikipedii/

Możemy wtedy doświadczać pokusy zmiany naszych życiowych decyzji. I tak mnisi, zakonnicy doświadczać będą pokusy zmiany Wspólnoty, a nawet opuszczenia jej. Księża zmiany parafii na bardziej wierzącą (bo w pracy duszpasterskiej nie ma efektów), albo wręcz będą chcieli odejścia z kapłaństwa. Osoby żyjące w świecie, będą szukać pociech i wrażeń duchowych w różnych formach pobożnej aktywności. Może się zdarzyć też tak, że będziemy po prostu przeżywać głęboką frustrację z powodu wyborów których dokonaliśmy, albo których nie dokonaliśmy we właściwym czasie. To taki syndrom straconej szansy: gdybym wiedział to, co dziś wiem podjąłbym inaczej swoje życie, byłoby lepsze, bardziej szczęśliwe. Będzie nam się wydawać, że gdzieś indziej byłoby nam lepiej. W innej pracy, w innym związku, w innej Wspólnocie, w innym mieście, z innymi ludźmi wokół nas. Pojawią się myśli o bezsensie tego co mamy, choć jeszcze rok temu, miesiąc temu, przeżywaliśmy szczęście z tego co posiadamy materialnie i duchowo i co jest darem bożym. Ludzie, którzy nas otaczają staną się jakby przeszkodą w podążaniu za Bogiem – tak to będziemy widzieli. Będziemy się w tym szarpać i próbować coś zmienić.

View_of_Makhtesh_Ramon_from_its_west_(4)

Widok  na Makhtesh Ramon od strony wschodniej. Izrael. / zasoby Wikipedii/

Najpierw będziemy chcieli wrócić do przeżywania szczęścia które czerpaliśmy z bycia z Bogiem (na modlitwie, w wypełnianiu przykazań, w korzystaniu z sakramentów), stąd poszukiwanie doznań w pobożnej aktywności (pokusa zmiany miejsca, mnożenia pobożności). A gdy to się nie uda, zaczniemy przeżywać pokusę powrotu do sposobu życia starego człowieka, czyli powrotu do „naszego Egiptu”.  Nie we wszystkim, ale w pewnych aspektach naszego życia. I wcale nie muszą to być grzechy ciężkie, najczęściej są to jakieś przywiązania.

Dlaczego?

Bo przynajmniej w „naszym Egipcie” coś się dzieje!  Bo trudno nam wytrzymać chodzenie po pustyni. Bo wszędzie pustkowie i nie ma niczego, co by nakarmiło nasze pożądliwości. Na pustyni nie ma niczego co by nas pobudzało, dawało smak, nie ma adrenaliny, wszystko jest takie samo. Pustynia nie wzbudza w nas żadnych doznań, poza znużeniem no i może fatamorganą i pragnieniem. Staniemy się ociężali w sobie, niezadowoleni… Przeżyjemy bunt, podobnie jak przeżyli go Izraelici. Wielu ludzi porzuca wtedy Boga, odwraca się od życia duchowego. A pustynia jest normalnym etapem w drodze duchowej z Bogiem. Będziemy przeżywać ją nie raz, ani dwa, a wiele razy.

Jesteśmy tak biednym stworzeniem, że zniewala nas nawet sposób przeżywania darów które otrzymujemy od Boga. I stąd ta pustynia w naszym życiu duchowym.

Na początku życia duchowego Bóg pociąga nas, obdarza pociechą z przebywania z Nim, doświadczamy radości  i łatwości w wypełnianiu bożych przykazań. I jest to bardzo piękny i potrzebny etap życia duchowego, którego nie należy samodzielnie skracać. Zaczynamy pod wpływem łaski bożej oczyszczać się z grzechów. Dary, pociechy duchowe są potrzebne nam jak dziecku mleko matki, ale z czasem, gdy Bóg zobaczy, że już mamy więcej sił, że już związaliśmy się z Nim, będzie stawiał nas na naszych własnych nogach i szedł przed nami. Przestaniemy właśnie wtedy odczuwać Jego bliskość przez pociechy duchowe i inne smaki duchowe, to nie znaczy, że one całkiem znikną. Zaczniemy widzieć,  że jesteśmy słabi, koślawi, że nam nie wychodzi to życie z Bogiem. A przede wszystkim będziemy tęsknić za tymi pociechami. Tak! Nie za Bogiem, ale za zmysłowym doświadczeniem szczęścia, satysfakcji z pójścia za Nim. Możemy nawet poczuć się przez Niego oszukani – w ten sposób obnażony zostanie nasz obraz Boga, często fałszywy oparty na ludzkich wzorcach.

Jeśli z pomocą towarzysza duchowego rozpoznamy, że jesteśmy w tym doświadczeniu duchowym – podziękujmy Bogu za to doświadczenie. I nie bójmy się, gdy ten etap przyjdzie. Warto znaleźć kogoś, kto sam przeszedł choć raz pustynię i będzie potrafił być nam przewodnikiem w tym czasie. Co trzeba nam robić? Zasadniczo nic. I to jest najtrudniejsze. Naszym zadaniem jest dobrze rozeznawać pomysły na rozwiązanie naszej sytuacji, bo te pomysły najczęściej okazują się po prostu mirażem. Doświadczenie pustyni trzeba przeżyć (to znaczy umrzeć). Nie mnożyć pobożności, nie szukać doznań w religijnej aktywności. Trwać w tych obowiązkach, które wynikają ze naszego stanu życia, z uwzględnieniem naszej aktualnej kondycji. Bądźmy dla siebie wtedy miłosierni, nie surowi. I nie róbmy nic więcej. Umieramy na pustyni. I „coś” w nas ma umrzeć.

Co ma w nas umrzeć? Egocentryczne podejście do Boga.

Pustynia jest nam potrzebna, aby oczyściła się nasza motywacja pójścia za Bogiem. Abyśmy szli dla Niego samego, a nie dla „cukierków duchowych”. Nie jest to łatwe doświadczenie, nie da się go przeżyć perfekcyjnie i chyba nie do końca o to chodzi.

Bóg chce dać nam wybrać Jego samego w większym doświadczeniu wolności wewnętrznej (stąd pewien brak „cukierków duchowych”), a gdy uda nam się przejść ten  kryzys, doświadczymy Boga na wewnętrznie głębszym poziomie naszej duszy i doświadczymy Go jako Boga z nami. Doświadczymy też, że my z Nim też jesteśmy, tacy koślawi, ale jesteśmy. To doświadczenie więzi miłości opartej na wierności, jest o wiele głębsze niż oparte o „cukierki duchowe”, a i nasza radość jest też o wiele głębsza. Staniemy się wewnętrznie silniejsi i być może kolejne doświadczenie pustyni nie przerazi nas aż tak bardzo.

Nasz obraz Boga stanie się bardziej prawdziwy, bo dzięki tej pustyni doświadczyliśmy, że Bóg nas nie opuścił, choć tak mogło nam się wydawać. Wzrośnie nasza wiara, nadzieja i ufność złożona w Nim. Pustynia uśmierciła w nas troszkę egocentryzmu. A to bardzo dobrze dla nas.

 

Zwykły wpis

Dodaj komentarz